Coraz grubsze...




 Na pewno nie uszło niczyjej uwagi, że książki ostatnimi czasy są coraz grubsze. Wedle badania, przeprowadzonego na ponad 2500 książkach z list bestsellerów „New York Timesa”, w 1999 roku bestseller miał średnio 320 stron, dziś liczba ta oscyluje wokół 400. Firma VerveSearch, odpowiedzialna za badanie, oszacowała więc, że w ciągu ostatnich lat książki „przytyły” o około 25%. Dlaczego tak się dzieje?



Teorie są różne. Na łamach „The Guardian” skomentowali to zjawisko specjaliści od rynku wydawniczego i marketingu. James Finlayson z VerveSearch, przyczyn upatruje w digitalizacji publikacji.
Rozmiar przestaje mieć znaczenie, jeśli kupujemy książkę w księgarni internetowej albo po prostu ładujemy ją na czytnik. Zaczynamy się nad jej grubością zastanawiać dopiero kupując wydanie drukowane.
Agentka literacka Clare Alexander utrzymuje z kolei, że sprawa grubości książek to zmiana kulturowa, której nie należy się dziwić i jest swego rodzaju odpowiedzią rynku na popyt na konkretne gatunki literackie. Najpopularniejsze są romanse i kryminały, i to te właśnie książki są najgrubsze.
Ciekawą teorię ma na ten temat wydawca Max Porter. Według niego, przykład popularności sprzedaży całych sezonów seriali na DVD pokazuje, że jest zapotrzebowanie na długie, skomplikowane wątki i intrygi. Barokowe prowadzenie narracji, mnogość postaci, szczegółowość to coś, co czytelnicy cenią i co im się podoba. Książki są coraz obszerniejsze, bo wynika to z potrzeb czytelników, którzy najwidoczniej mają i cierpliwość i ochotę zagłębić się w książkę, która zupełnie ich pochłonie.
Jest to w opozycji do krótkich form informacyjnych czy klipów filmowych na Facebooku i Youtube, którymi karmimy się cały dzień. Szukamy czegoś, co każe nam wyłączyć telefon i zamknąć laptopa.
Rzeczywiście, patrząc na statystyki sprzedaży i listy bestsellerów można zauważyć, że dominują na nich opasłe serie wydawnicze. Ken Follet i jego cykl Stulecie, George R. R Martin i Pieśń Lodu i Ognia czy nasi rodzimi Katarzyna Bonda i Jarosław Grzędowicz nie należą do autorów, którzy lubią się streszczać, a czytelnikom zdaje się to wcale nie przeszkadzać. Książki grubsze mogą też lepiej się kojarzyć, lepiej sprzedają się w okresie świątecznym i przedwakacyjnym, kiedy wiemy, że będziemy mieli więcej czasu na relaks i lekturę.
Wygląda też na to, że przyzwyczailiśmy się to pewnego standardu objętości „porządnej” książki i niejednokrotnie podejrzliwie spoglądamy na książki cieńsze. I wreszcie, może też chodzić o cenę. Książki są dość drogie, i kupując drukowaną, grubą książkę ma się poczucie, że są to pieniądze dobrze wydane. Clare Alexander dodaje, że właśnie dlatego cieńsze publikacje trudniej sprzedać:
Problem pojawia się przy nowelach, książkach cienkich, czy zbiorach opowiadań. Ich cena z przyczyn oczywistych nie może odbiegać za bardzo od pewnego minimum i kupujący zaczynają się zastanawiać, czy są one tego warte. Na rynku wydawniczym nie ma „złotego środka”, najtrudniej sprzedaje się i promuje wszystko, co jest średnie – książki średnio drogie, o średniej objętości są zazwyczaj średnio popularne.



Cytujemy za portalem : lubimyczytac.pl/